Jutro beatyfikacja rodziny Ulmów. Słyszymy o niej już dość długo (decyzja papieża zapadła w grudniu ubiegłego roku, zatem było sporo czasu). Co słyszeliśmy?
Po pierwsze: że to ewenement, bo beatyfikowane jest dziecko nienarodzone (a zatem nieochrzczone)! Niedawno sprostował tę informację prefekt Kongregacji ds. Kanonizacyjnych – mówimy o dziecku urodzonym i natychmiast zabitym. Jego chrztem był chrzest krwi. Żadnej teologicznej rewolucji tu nie ma.
Po drugie: że są obrazem wielu Polaków pomagających Żydom! Cały świat niech się dowie, że Polacy nie zabijali tylko ratowali! Cóż, niektórzy Polacy ratowali, inni zabijali, inni jeszcze ratowali za pieniądze. Nawet w tej historii, jeśli spojrzeć na nią szerzej, widać wszystkie postawy.
Świadkowie
Ulmowie będą beatyfikowani jako męczennicy. Może szkoda, że przez te dziewięć miesięcy nie usłyszeliśmy przypomnienia, kim jest męczennik. Istotą nie jest tu wcale cierpnienie i śmierć. Męczennik to świadek wiary, który miłość Boga przedłożył nad ryzyko. Ktoś, kto słowem i życiem wyznał wiarę i z tego powodu został zabity.
Praktycznym wyznaniem wiary Ulmów była pomoc ośmiu osobom, którym groziła śmierć. Podzielili się z nimi wszystkim, co mieli. Mimo że ich samych była ósemka, a do bogatych nie należeli. Goldmanowie mieszkali u nich najprawdopodobniej ponad rok (od końca 1942 do marca 1944 roku). Długo.
Istniało miliony powodów, by nie pomagać. By powiedzieć: mam prawo być bezpieczny, ja i moje dzieci. Nie będę na nich i siebie sprowadzać zagrożenia. Co więcej: mam obowiązek nakarmić najpierw własne dzieci, potem obcych! A jednak Józef i Wiktoria zdecydowali się przyjąć tych ludzi do domu. I zrobili to jako ci, którzy uwierzyli Chrystusowi.
Ich przykład mówi: Chrystus i Ewangelia jest ważniejszy niż moje życie. Niż moje bezpieczeństwo. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je. A kto straci swe życie z mego powodu, ten je odnajdzie.
Może warto byłoby też pokazać, jak wyglądała ich wiara i życie. Owszem, byli pobożni, praktykujący. Ale też angażowali się w działalność, która ówczesnemu Kościołowi (delikatnie mówiac) niekoniecznie się podobała. Rozeznanie Ulmów – zapewne dokonane także w świetle czytanego Pisma Świętego – było inne. Ostatecznie ich wolne i świadome TAK napisane przy przypowieści o miłosiernym Samarytaninie doprowadziło ich do męczeństwa.
To ważne: byli zdolni w sposób wolny i świadomy powiedzieć Bogu „tak”. Obyśmy potrafili ich w tym naśladować.
Przegrani
Na tej scenie żadnej roli dziś nie odgrywa ów granatowy policjant, który ich zdradził. Ani ich kaci, niektórzy znani z nienawiści do wiary. Nie warto o nich wspominać.
Właściwie należałoby tylko powiedzieć: błogosławieni Józefie, Wiktorio, Stanisławo, Barbaro, Władysławie, Franciszku, Antoni, Mario i Ty, o nieznanym imieniu, módlcie się za nimi do Boga. I za wszystkimi, którym nienawiść czy strach zaciemnia wzrok.
Módlcie się też za nami, by wasze świadectwo nie zostało wykorzystane do podziałów i podsycania nienawiści.
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.