To nie są problemy, na które jest jedna prosta odpowiedź. To nie są problemy, które można „załatwić” jednym słowem: wolno /nie wolno.

Opublikowany we wtorek 3 maja papieski wywiad dla Corriere della Sera wzbudził bardzo gwałtowne reakcje. O najbardziej emocjonujących kwestiach, które pojawiły się w tej rozmowie i obiegły świat pisał już w naszym serwisie Jacek Siepsiak SJ, zatem ten temat pozostawię na uboczu. Warto natomiast dodać jedno: papież widzi konflikt w Ukrainie w perspektywie „trzeciej wojny światowej w kawałkach”, a zatem jako jeden z wielu konfliktów zbrojnych na świecie. U korzeni tej – przyznajmy – słabo przez nas dostrzeganej wojny tkwi m.in. rywalizacja mocarstw o wpływy, które przekładają się na zysk. Widać tam też bardzo wyraźnie, że nie da się przerwać łańcucha wzajemnej agresji, jeśli walczące strony są nieustannie zaopatrywane w broń. A że to zawsze okazja i do zarobku i do praktycznego przetestowania nowych technicznych rozwiązań, to – niestety – wojny trwają.

Ocena niewłaściwa, ale…

Czy w odniesieniu do wojny na Ukrainie to ocena właściwa? Moim zdaniem nie. Należy tu bowiem mówić o rosyjskiej napaści na samodzielny kraj (nie ma znaczenia, że od zaledwie trzydziestu lat) i próbie zniszczenia jego podmiotowości. Ma przestać istnieć, nie tylko jako twór państwowy ale i tożsamościowy. Dla agresora nie ma Ukraińców, są Rosjanie. Nie ma Ukrainy, jest Wielka Rosja. Takie jest podstawowe tło tej wojny.

Czy oznacza to jednak, że wojna wpływów nie istnieje, a motywacje obrońców Ukrainy są kryształowo jednoznaczne? No, nie. Ta wojna z pewnością jest dobrą okazją, by ugrać kilka spraw. Także przetestować w praktyce nową broń i taktykę. I trudno się dziwić czy robić z tego komukolwiek zarzut. Ale trzeba zapytać: w jaki sposób wpływa to na nasze (jako Zachodu) wybory? Co jest naszym celem numer jeden? 

Czy chcemy wojnę zakończyć tak szybko, jak to możliwe? Czy może wolelibyśmy zakończyć ją nieco później, za to coś jeszcze ważnego osiągnąć?

Papież nieustannie patrzy z perspektywy ginących ludzi. Ludzi, którzy są warci tego, by nie zostać złożonymi na ołtarzu strategii czy polityki. To perspektywa, która podczas wojny najszybciej umyka.

Niewygodne niuanse

I znów: to niekoniecznie zarzut. Bo czy można robić zarzut państwu, że olbrzymim ludzkim kosztem utrzymuje ważny strategicznie przyczółek? Ja się nie odważę. Ludzie, którzy tam giną, oddają życie za innych. Część świadomie, część dlatego, że kiedyś wybrała złe miejsce do mieszkania. Ale są przecież takie cele, dla których życia ludzkiego poświęcić nie wolno!

Zbyt łatwo jest zamknąć sprawę stwierdzeniem, że Ukraina się broni przed napaścią. Bez wątpienia jest to prawda. Podstawowa i najważniejsza. Ale nie jest to cała prawda. Dlatego będę się upierać, że teoria wojny sprawiedliwej jest szkodliwa. Maskuje niuanse. Da się pod nią wiele schować. A chodzi o to, byśmy widzieli wszystkie aspekty rzeczywistości, nie je ukrywali.

Co zamiast? Brak teorii. Prawo do obrony, które wymusza ocenę moralną już nie wojny jako całości, ale poszczególnych strategicznych wyborów. Bo nawet w obronie nie wszystko i nie zawsze jest moralnie uzasadnione. Nie wszystko zmniejszy pulę zła. Czasem wręcz przeciwnie.

Jedno słowo nie wystarczy

I myślę, że tak samo trzeba spojrzeć na problem dozbrajania Ukrainy. Jest absolutnie konieczne. Potwierdzanie czyjegoś prawa do obrony bez dostarczenia mu środków do tejże jest kpiną z tego prawa. Ale… czy każdą broń? Czy zawsze? Co – jako dostarczający – chcemy ugrać? Jakim kosztem?

Jak posiadana broń zmienia perspektywę? Szef ukraińskiego wywiadu Kyryło Budanow powiedział kilka dni temu, że są dwa scenariusze zakończenia wojny z Rosją. „Pierwsza opcja to rozpad Rosji na trzy lub więcej części. Druga to względne zachowanie integralności terytorialnej Rosji przy zmianie władz tego kraju”. To może być po prostu realistyczna ocena sytuacji: Rosja pod władzą Putina nie przestanie być zagrożeniem. Tak, też jestem tego zdania. Ale właściwie jak mielibyśmy do tego doprowadzić? Jak dużo czasu byśmy na to potrzebowali? Jak długo ta wojna ma trwać? Co to będzie oznaczać dla ludzi na Ukrainie, w Rosji, na świecie?

To nie są problemy, na które jest jedna prosta odpowiedź. To nie są problemy, które można „załatwić” jednym słowem: wolno /nie wolno.

Wydaje mi się, że papież w swoich rozważaniach przyjął niewłaściwą perspektywę. Moim zdaniem gubi czynnik najważniejszy i zbyt naiwnie ocenia Rosję i jej przywódców (czy nie jest to już pewną tradycją watykańskiej dyplomacji?). Być może znaczenie ma także jego latynoamerykańska perspektywa. Ale czy my również nie patrzymy na tę wojnę w zbyt uproszczony sposób? Tylko dokładnie przeciwny?

Myślę, że warto spróbować zobaczyć możliwie pełny obraz. Choć z pewnością utrudni nam to ocenę moralną sytuacji.

***

Przeczytaj również inne teksty autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.