Bywają takie związki, w których jedna strona funkcjonuje po części jako opiekun, druga – jako ta, którą należy się zaopiekować. Jedna – jako strona decyzyjna, druga – jako ta, która wymaga prowadzenia. Taki układ może doskonale funkcjonować latami. Póki nie pojawi się po którejś ze stron potrzeba relacji partnerskiej. Ktoś chce być w końcu traktowany poważnie. Ktoś nie chce lub nie może już dźwigać na sobie całego ciężaru. To olbrzymie wyzwanie dla funkcjonującego między nimi systemu. Jeśli nie zdołają go przebudować w sposób satysfakcjonujący obie strony, może to być koniec łączącej ich więzi.
I mam nieodparte wrażenie, że jako Kościół stoimy właśnie przed takim zagrożeniem. Nasza wspólnota jest pełna relacji skośnych. Są prowadzący i prowadzeni, decydenci i posłusznie słuchający, ojcowie i dzieci. Tyle że ci pierwsi wydają się coraz bardziej sfrustrowani. Dwoją się i troją, a ich propozycje jakoś nie działają 🙁 Ci drudzy może i chcieli by być traktowani podmiotowo, ale właściwie nie wiedzą, jak miałoby to wyglądać. I jak to: mieliby się wtrącać? Albo już próbowali mieć wpływ – i nic z tego nie wyszło. Gdzieś są w tle, ale sporo trzeba by wysiłku, by ich przekonać, że coś zrobić można.
Jest też oczywiście cała wielka grupa osób funkcjonujących w trybie sprzedawca-klient. Ale ten typ relacji zostawiam dziś na boku.
Ani z góry, ani z dołu
Pracy, jaką jest przebudowa tego systemu nie da się wykonać jednostronnie. Nie da się tego zrobić ani od góry, ani z dołu. Nie wystarczy, że jedna strona otworzy się na współpracę, jeśli druga nie zechce wziąć na siebie odpowiedzialności. Bo współdecydowanie to też współodpowiedzialność. To konkretny wysiłek, konkretny czas, bardzo konkretne – dłuższe lub krótsze – zobowiązania.
Nie wystarczy, że jedna strona będzie gotowa do podjęcia się odpowiedzialnych zadań, jeśli nie spotka się z zaufaniem. Bo przecież: czy zrobi to dobrze? czy w ogóle zrobi? Bo trzeba pilnować, nadzorować…
Para z przykładu na początku – jeśli chce utrzymać więź – właściwie nie ma wyjścia. Musi przebudować system. Jeśli tego nie zrobi, więź się rozpadnie. W sposób widzialny lub podskórny. I myślę, że Kościół jest dziś w tej samej sytuacji: nie mamy wyjścia. Musimy dojść do partnerstwa. Trzeba przebudować nasz system.
I to zajmie lata. Bo musimy sobie nawzajem zacząc ufać. I doświadczyć, że to może fajnie zadziałać.
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.