W mojej ocenie mieliśmy do czynienia z dość obrzydliwą (a może tylko bezmyślną?) próbą wywarcia nacisku na rząd, przy wykorzystaniu zaufania wiernych i autorytetu zespołu ekspertów.

W ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z zamieszaniem w ważnej kwestii etycznej. Najpierw pojawiło się stanowisko przewodniczącego Zespołu ds Bioetyki KEP w sprawie godziwości stosowania niektórych szczepionek. Dowiedzieliśmy się z niego, że (cytuję): „katolicy nie powinni godzić się na szczepienie tymi szczepionkami, gdyż istnieją inne […] które nie budzą wiążących sumienie zastrzeżeń moralnych.” Chyba że (to również cytat): „nie mają możliwości wyboru innej szczepionki i są wprost zobligowani określonymi uwarunkowaniami”. Osoby takie powinny jednak „w możliwy dla nich sposób manifestować swój stanowczy sprzeciw […] na przykład pisząc listy sprzeciwu do instytucji sprowadzających lub dystrybuujących tę szczepionkę, czy też do przełożonych”.

Na konferencji prasowej autor dokumentu się nie pojawił. Stanowisko prezentował ks. prof. Piotr Kieniewicz, członek Zespołu. Zapytany, czy KEP będzie apelować do rządu o wycofanie omawianych szczepionek odpowiedział (znów cytat): „My odpowiadamy, że proces produkcji tych dwóch preparatów nie jest dobry. Natomiast decyzja o tym, czy zostanie on wprowadzony na polski rynek i czy zostanie przyjęty przez konkretnych ludzi należy najpierw do osób decydujących, a więc do rządu, a ostatecznie do konkretnych ludzi. Wiedza o tym, czy coś jest dobre, czy nie, powinna być wystarczająca co do tego, jaką decyzję ktoś podejmie.”

Nie da się tych wypowiedzi zrozumieć inaczej, niż jako próby wywarcia nacisku zarówno na rządzących, jak i na poszczególnych wiernych. Taką intencję potwierdza również wywiad udzielony przez ks. Kieniewicza Agnieszce Huf, w którym mówi on: „kryterium etyczne będzie brane pod uwagę dopiero wtedy, kiedy odbiorcy końcowi zaczną się tego domagać. Powinniśmy wywierać nacisk na to, jakie preparaty są sprowadzane do Polski, jakie są oferowane naszym obywatelom.” I chwilę później pyta retorycznie: „kiedy będzie właściwy czas na wywieranie tej presji – jak już wszyscy będziemy wyszczepieni?”

Dokument wywołał burzę. Słusznie, jako że sugerował działania nieetyczne. Okazało się też, że część członków Zespołu nie wiedziała, że takie stanowisko powstaje. Ks. prof. Andrzej Muszala wydał w tej sprawie własne oświadczenie. Napisał m.in.: „W obecnej sytuacji pandemii jest wręcz nakazem sumienia, by uchronić siebie jak i innych przed transmisją zabójczego wirusa COVID-19.”

Podsumowując: w mojej ocenie mieliśmy do czynienia z dość obrzydliwą (a może tylko bezmyślną?) próbą wywarcia nacisku na rząd, przy wykorzystaniu zaufania wiernych i autorytetu zespołu ekspertów. Nie mam pewności, kto za to odpowiada. Wiem, że w moich oczach utracił wiarygodność jako ekspert. Nikomu nie odmawiam prawa do błędu. Ale oczekuję, że jeśli go popełni, będzie potrafił to przyznać, nie robił z ludzi idiotów.

Pozostały jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze: czy rząd powinien owe nieetyczne szczepionki zamawiać? Jestem przekonana, że jedynymi kryteriami na tym etapie powinny być jakość i dostępność. Przypominam: szczepionek mamy generalnie ciągle za mało. A im szybciej osiągniemy odporność populacyjną, tym więcej ludzi przeżyje.

Drugi aspekt całej sprawy poruszył podczas prezentacji stanowiska prof. Andrzej Kochański. Powiedział, że biorąc pod uwagę presję czasu, jaka towarzyszyła tworzeniu szczepionek, te linie komórkowe nie miały poważnej alternatywy. To znaczy, że gdyby powstrzymano się przed ich użyciem być może jeszcze byśmy szczepionek nie mieli. Tych lub nawet żadnych. Czy nie należy uznać, że również producenci mogli działać w sytuacji przymusowej?

To wszystko nie zwalnia nas z konieczności wywierania nacisku na stworzenie alternatyw, tak abyśmy nigdy już nie musieli z linii komórkowych pochodzenia płodowego korzystać. Prof. Kochański wyraził w trakcie konferencji nadzieję, że już niebawem takie alternatywy się pojawią. Może sensowniejszą niż protest formą byłby nacisk na dofinansowanie prowadzonych w tym kierunku badań?