„Mam nadzieję, że komisja etyki KEP nie tylko będzie przypominała koncepcję Jana Pawła II, ale też uzasadni, dlaczego katolik powinien głosować skutecznie. To znaczy: na kompromis, który jest bliski jego przekonaniom, a jednocześnie możliwy.” – napisał ks. Jacek Siepsiak w tekście „Kompromis a referendum”. Nie czekając na naszych biskupów (czy bym się doczekała?) chciałabym dziś podrzucić kilka kwestii do namysłu. Uświadomił mi je ks. prof. Remigiusz Sobański (wydany w formie książkowej w 2010 r. wywiad „Prawo narzędziem pokoju” przeprowadził ks. Marek Łuczak). Rozmowa dotyczyła prawa jako takiego, nie aborcji, ale o prawie teraz rozmawiamy.
Po pierwsze. Prawo jest niedoskonałe (!) I niedoskonałe będzie. Może funkcjonować dobrze, jeśli istnieje dobra wola po wszystkich stronach sporu. „Należy dążyć do prawa zapobiegającego sytuacjom konfliktogennym, choć nie da się tego osiągnąć w stu procentach” – mówił ks. Sobański. (Że w każdej sytuacji da się wywołać konflikt wiemy aż za dobrze). Prawo ma owocować pokojem (!)
Dalej: „prawo może funkcjonować tylko wtedy, gdy w społeczeństwie jest żywa wola jego przestrzegania”. W istocie: jeśli jej nie ma, prawo jest fikcją.
I w końcu, ważna rzecz: „ważną cechą prawa jest jego stałość”.
Czy ratuje?
Zatem: mamy dziś pewne prawo, chroniące wartości bliskie wielu osobom. W tym mnie. Pytanie: czy to prawo jest skuteczne? Czy rzeczywiście lepiej chroni życie nienarodzonych dzieci? Czy wzrosła – na przykład – liczba urodzeń dzieci z zespołem Downa? O ile wiem, nie. Czy to prawo zaowocowało pokojem? Przeciwnie. Spowodowało konflikt, na tyle nasilony, że dodało siły stronie dążącej do większej jego liberalizacji. Nie będzie więc także cieszyć się stałością.
Prawo nie jest – i nie powinno być – jedyną drogą obrony wartości. Istnieje jeszcze moralność, a to nie to samo. Od lat mamy w Kościele do czynienia z tendencją do wzmacniania postulatów etycznych dzięki ochronie prawnej. Tyle że – jak zauważał ks. Sobański – „skutkuje to zawężeniem obszarów moralności i osłabieniem wrażliwości etycznej”. To znaczy: im bardziej naciskamy, by normy były chronione prawem, tym bardziej umacniamy pogląd, że co nie jest prawnie zakazane, jest dozwolone. Czy o taki wychowawczy skutek prawa nam chodzi?
Może tym razem warto umówić się na prawo, na które będzie szeroka zgoda i które przetrwa dłużej niż do najbliższej zmiany władzy?
Ale to nie wystarczy. Bo jeśli chcemy, by kobiety decydowały się rodzić, także dzieci niepełnosprawne, to należy zapewnić im pomoc na każdym etapie. Mam na myśli hospicja perinatalne. Możliwość adopcji, jeśli nie w Polsce to zagranicznej. Pomoc finansową, rehabilitację, możliwość opieki nad dzieckiem, pracy… I mówię tu o pomocy charytatywnej, ale także o lobbingu w celu takich zmian prawa, by rodzice – matki – nie musiały żebrać po fundacjach. Ktoś z nas by tego chciał dla siebie?
Osobiście czuję się dziś szczególnie zobowiązana do wspierania mądrych organizacji pomocowych. Ale naprawdę – caritas nie wystarczy.
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.