Pozostaje pytanie, jak kształtować ludzi, by byli odporni na podobne manipulacje? Jak zaszczepić w nich zdolność krytycznej oceny? Jak sprawić, by nie poddawali się kulturze wyjątkowości i tajemnicy?

suju-foto /Pixabay

Ostatni tydzień to napływające kolejne informacje o działaniach o. Pawła M.: w kolejnych duszpasterstwach, a gdy nie mógł ich już oficjalnie prowadzić, wobec kolejnych osób uwiedzionych „na mistykę” i „głębię duchową”. Uwiedzionych – dodam – nie tylko w wymiarze seksualnym.

W miarę napływu informacji coraz bardziej wydaje się, że nie chodzi tylko o działania jednego zakonnika, ani nawet jego przełożonych, ale problem może być głębszy i mieć zakorzenienie teologiczne.

Ciągle zbyt mało wiemy o teologii mistycznej o. Marie-Dominique Philippe’a, dominikanina, w przypadku którego przygotowania do procesu beatyfikacyjnego przerwała informacja o nadużyciach duchowych i seksualnych. W Polsce jego teologia była – jak się okazuje – całkiem popularna. Jakie jej owoce i gdzie jeszcze się ukażą? Czy doczekamy się merytorycznej jej oceny, dostępnej dla przeciętnego człowieka? Czy można liczyć, że Kościół przyjrzy się jej wpływowi na działania duszpasterskie?

Bardzo bym chciała. Ale – niestety – wątpię, że tak się stanie. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.

Pozostaje zatem pytanie, jak kształtować ludzi, by byli odporni na podobne manipulacje? Jak zaszczepić w nich zdolność krytycznej oceny? Jak sprawić, by nie poddawali się kulturze wyjątkowości i tajemnicy?

Trzeba powiedzieć: tajemnica pociąga, a nadnaturalna wiedza jest zwyczajnie modna. Ludzie powołujący się na bezpośredni kontakt z Bogiem otoczeni są gronem wielbicieli (by nie powiedzieć: wyznawców). Pewnie trudno się dziwić. Znacznie łatwiej wierzyć w niedostępne bóstwo, niż w Boga, który nie tylko przyszedł do człowieka, ale stał się człowiekiem. W Boga, który był i jest dostępny. W Boga, który przychodzi i do którego można przyjść, a nie osiągać Go za pomocą wymyślnych metod. Cóż to za Bóg, tak bliski? Cóż to za Bóg, tak codzienny?

Mistyka to nie coś wyjątkowego, ale codzienne doświadczenie życia chrześcijańskiego. Tak codzienne, że aż „normalne”. Czy to nie wydaje się… nudne?

A jednak… Jeśli ktoś proponuje Ci wyszukane drogi dla wybranych, uciekaj. To nie jest chrześcijaństwo. Jeśli nie możesz mówić o swoich doświadczeniach, uciekaj. „Nie ma nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć.” I w końcu najważniejsze i zarazem być może najtrudniejsze do przyjęcia: „Gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!”.

Ostatecznie trzeba pamiętać: żadne przesłanie mistyczne nie jest obiektywne. Jeśli nawet wydaje mi się, że Bóg do mnie mówi, to jeszcze nie znaczy, że to co słyszę w sercu jest Jego głosem. Nawet jeśli pominąć kuszenia szatańskie, oczywiście możliwe, wchodzi w grę po prostu projekcja własnych emocji i pragnień. Moich lub kogoś, komu chcę zaufać. Jeśli „głos z nieba” ma być ważniejszy niż nauczanie Kościoła, uciekaj. Kimkolwiek by nie był ten, kto głosi, nie głosi Boga.

Nawołuję do ograniczonego zaufania? Tak. Wprawdzie każdy na pewnym etapie potrzebuje przewodników, ale nie można zapominać o ostrzeżeniu Jezusa: „Nie chciejcie, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.”

I on jest jedyną drogą do Boga.

Zainteresowanym bardzo polecam dwie serie wykładów zaginionego ks. Krzysztofa Grzywocza: „Mistyka chrześcijańska” oraz „Patologie duchowości”. To naprawdę świetna szczepionka.