Nadzieja zawieść nie może

Nie wiem, co się wydarzy i do czego możemy doprowadzić. Nasze możliwości - nawet jeśli skończone - zapewne są spore. Czy nam się uda? Nie wiem. Wiem, że dobro ma sens. Każde dobro i każda miłość.

Trwający Rok Jubileuszowy ma upłynąć pod znakiem nadziei. Ma w ludziach obudzić nadzieję. Problem w tym, że świat, który widzimy – ten dalej od nas i ten tuż obok – do nadziei nie skłania. Raczej wręcz przeciwnie. W dodatku ostatnimi, od których oczekuje się przesłania nadziei, wydają się chrześcijanie. A już zwłaszcza katolicy. Nadzieja jest przecież ukierunkowana na przyszłość, a oni chcieliby wrócić do tego, co już dawno minęło, czyż nie? Już nawet pomijając te wszystkie rozkminy na temat postu, grzechu i podobnych…

O nadziei nie wystarczy mówić. Zwłaszcza że zbyt łatwo jest o niej mówić głupio, upraszczając, naiwnie. Nadziei trzeba dotknąć. Zobaczyć. Doświadczyć. By nieść komuś nadzieję, trzeba nią żyć. Ale skąd ją brać?

Perspektywa

Gdybym miała dziś opowiedzieć o mojej nadziei, miałoby to pewnie kilka wymiarów. Pierwszy to perspektywa. Wierzę, że życie każdego z nas zmienia się, ale nie kończy. Nie znika relacja, nie znika miłość, nie znika człowiek. Ani ten, kogo dziś już nie widzę, ani ja – kiedyś – nie zniknę.

Nie wiem, co jest po drugiej stronie. Wiem, Kto jest. Tam i tutaj. Dziś i jutro. Ktoś, komu na mnie zależy. Kto mnie kocha. Ktoś, kto na mnie czeka. Ktoś, dla kogo nie muszę być doskonała, perfekcyjna ani wielka. On dopełni to, czego mi zabraknie.

Chrześcijaństwo nie jest dla doskonałych, tylko dla zwyczajnych. Słabych, kruchych, potykających się, upadających, powstających. Trzeba tylko, byśmy chcieli kochać i pozwolili Mu działać.

A, jeszcze jedno. Ta miłość nie zniknie. Nie jestem w stanie jej zabić.

Kropla ma znaczenie

Ale jest jeszcze wymiar bliższy mojego „dziś”. Całkowicie ziemski. Nie wiem, co się wydarzy, do czego możemy doprowadzić i jak bardzo możemy zniszczyć nasz świat. Nasze możliwości – nawet jeśli skończone – zapewne są spore. Czy nam się uda? Nie wiem. Wiem, że dobro ma sens. Każde dobro i każda miłość. Nawet najdrobniejsze, niemal niewidoczne. Codzienne i zwyczajne.

Wiem, że warto, mimo wszystko. Choćby się nie opłacało zupełnie.

Świat się zmienia. Nic w tym dziwnego. Nie da się go zatrzymać, tym bardziej cofnąć (i pewnie dobrze, to co było wcale nie było najlepsze z możliwych). Ale mogę podjąć wysiłek, by zmieniał się choć odrobinę bardziej w kierunku miłości. I może mój wysiłek będzie kroplą w rwącej rzece. Ale ta kropla ma znaczenie. Bo za tą kroplą stoi On. Ten, kto potrafi nadać jej siłę, jakiej ja nigdy nadać bym nie mogła. Ten, kto ostatecznie może odwrócić bieg rzek.

Ta nadzieja każe mi działać. Szukać nowych dróg, nawet gdy wydaje się, że wszystko przepadło. A jeśli ich nie znajduję: czekać aż się pojawi choćby ich zarys.

On – moja nadzieja – zawieść nie może.

***

Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.