Mury burzyć, nie stawiać

Nawet jeśli pewne błędy przeszłości muszą zostać naprawione, skoro mamy za ścianą bandytę, konieczne jest zachowanie umiaru i dążenie do tego, by mury raczej burzyć, niż stawiać.

Nigdy więcej wojny! To zdanie można było w ostatnich dziesięcioleciach usłyszeć wielokrotnie. Niektórzy po wybuchu wojny na Ukrainie byli w szoku: wojen miało już przecież nie być!

Tymczasem po 1945 roku wojny i mniejsze konflikty w różnych miejscach na świecie wybuchały wielokrotnie. Część z nich była tylko lokalna, w część były zaangażowane państwa, których zdecydowanie nie uważamy za egzotyczne. W niektórych konfliktach braliśmy nawet udział. Były (są!) jednak wystarczająco daleko od nas, by ich nie zauważać: ani samych wojen, ani ich ofiar. Bo cóż nas może obchodzić Bliski Wschód, Afryka czy jakieś państwa na kontynencie południowoamerykańskim?

Tym razem blisko nas

Ta wojna różni się tylko tym, że toczy się tuż za naszą granicą.  W tej sprawie domagamy się zainteresowania i zaangażowania całego świata. I słusznie. Tylko… dotąd nie byliśmy gotowi płacić tym samym. Nadal nie jesteśmy – są na naszej granicy uchodźcy, którzy mają olbrzymi problem z uzyskaniem u nas pomocy. Tak wielki, że w ciągu ostatnich miesięcy część z nich umarła jej nie uzyskawszy,

Czy coś się w tej kwestii zmieni? Niestety, wątpię. Teraz mamy wymówkę: mamy komu pomagać. Później znajdą się inne. Na przykład taka: musimy wydać bardzo duże pieniądze na modernizację naszego wojska. Musimy być bezpieczni!

Nie da się ukryć, że jest to cel ważny i konieczny. W opinii specjalistów potencjał obronny naszej armii jest – delikatnie mówiąc – nieadekwatny do zagrożenia, a przecież trudno zakładać, że walczyć będą za nas tylko Niemcy i Amerykanie, a my już nic nie musimy. Owszem, musimy. Owszem, to będzie kosztowało, i to będzie kosztowało duże pieniądze. Trzeba jednak pomyśleć, czego naprawdę potrzebujemy. 

Straszak na samych siebie

Czym innym jest potencjał obronny kraju. Czym innym pomysły zaopatrzenia się w takie rodzaje broni, których jedyną funkcją byłoby „leżeć i odstraszać przeciwnika”. Do takich należy broń atomowa. To nie jest środek, który kiedykolwiek mógłby zostać użyty. Jego zastosowanie zawsze i w każdych okolicznościach byłoby zbrodnią. Także wtedy, gdy byłaby to odpowiedź na podobny atak. I to już powinno wystarczyć za argument.

Warto jednak także przyjrzeć się obecnej sytuacji. Za naszą granicą znajduje się państwo bandyckie. Państwo, które wydaje się rozumieć tylko argumenty siłowe. Państwo, które nie liczy się z własnymi obywatelami, ich zdrowiem i życiem. Jego elita ma bunkry. A plebs nie jest istotny. Naprawdę ktoś myśli, że przejmą się ich ewentualną śmiercią? Z drugiej strony: czy my sami jesteśmy w stanie się w podobnym stopniu nie przejmować? Jestem pewna, że nie. I dobrze, że nie. 

Ale to znaczy, że stworzyliśmy straszak na siebie samych. To my się boimy ataku atomowego, nie Rosja. Oni doskonale wiedzą, że – jak mówił Kaczmarski – komu zależy na pokoju, ten zawsze cofnie się przed gwałtem. Na nich znacznie lepiej mają szanse zadziałać inne metody, choćby ekonomiczne. O ile uda się nam zastosować je konsekwentnie.

To jest niestety pewien problem. Żeby działać konsekwentnie i w jedności trzeba czasem ustąpić z realizacji własnych interesów. Zrezygnować, by w perspektywie zyskać więcej, choć czasem w mniej wymiernej walucie, jaką jest rzeczywisty pokój, stabilizacja. To wymaga zmiany myślenia. Wzięcia pod uwagę rzeczy tak niepopularnej jak dobro wspólne. Nie, nie tylko Europy. Także tego niewidocznego dla nas świata i niezauważanych dotąd ludzi. 

Zdecydowanie środki, które mielibyśmy wydać na broń atomową mogą być spożytkowane z większym sensem.

Magiczne słowo: umiar

Obawiam się, że zamiast rozwiązywać wspólne problemy na fali wojny i obrony przed wojną pójdziemy (jako świat) w kierunku zbrojeń, które nie prowadzą do pokoju, a jedynie do zamrożenia konfliktów na dziesięciolecia. Będziemy żyć w strachu, bo im bardziej człowiek się broni i odgradza, tym bardziej się boi. I w efekcie tym większe zasoby broni gromadzi.

To nie jest dobra droga. Nawet jeśli pewne błędy przeszłości muszą zostać naprawione, skoro mamy za ścianą bandytę, konieczne jest zachowanie umiaru i dążenie do tego, by mury raczej burzyć, niż stawiać.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.