Kolejność postawiona na głowie

Może przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej to jest ten moment, gdy trzeba postawić tamę fikcji? Tylko co dać w zamian?

W kościele nie widać przede wszystkim młodych. Odchodzą nastolatki – nie na darmo od lat bierzmowanie nazywane jest uroczystym pożegnaniem z Kościołem w obecności biskupa. Ale nie ma też młodszych – dzieci nierzadko znikają z parafii tuż po pierwszej Komunii świętej. Co można w tej sprawie zrobić?

Zanim zaczniemy myśleć o rozwiązaniach warto się zastanowić, jak wygląda sytuacja i co właściwie chcemy osiągnąć? Zatem: jak wygląda dziś wzrastanie w wierze młodego człowieka?

Etap pierwszy: chrzest

Chrzczony jest w dzieciństwie, w wierze rodziców. Czasem jako niemowlę, czasem jako kilkulatek. Na ile wierzący i praktykujący są rodzice? Na ile są zdeterminowani, by dziecko wychować w wierze? Krótko mówiąc: czy przesłanką do chrztu jest wiara, czy jest to obrzęd społecznej inicjacji? A może chodzi o zabezpieczenie dziecka przed „urokiem”? Nie, to nie jest żart…

Niezwykle trudno to na tym etapie zweryfikować. Ścisła weryfikacja musiałaby oznaczać odmowę udzielenie chrztu w sytuacjach wątpliwych, a ludzkie motywacje niejednokrotnie są pomieszane. Nie, nie wydaje mi się, by był to etap, na którym można ryzykować złamanie trzciny nadłamanej. Ale konsekwencją jest to, że część dzieci spotka się z jakimkolwiek nauczaniem o Bogu i wierze, w której zostały ochrzczone, dopiero na przedszkolnej lub nawet szkolnej katechezie. W domu nie usłyszą słowa Jezus (chyba, że jako wykrzyknik…), nie nauczą się znaku krzyża, nikt ich nie wdroży w modlitwę. Czasem mamy zatem de facto ochrzczonych pogan.

Etap drugi: Eucharystia

W wieku sześciu czy siedmiu lat taki ochrzczony poganin rozpoczyna przygotowanie do przyjęcia po raz pierwszy Komunii Świętej. Na obowiązkowe w ramach przygotowania Msze święte prowadzi go – na przykład – babcia. Nikt w jego otoczeniu do Komunii świętej nie przystępuje. Czasem nawet ona. Za to im bliżej uroczystości, tym więcej uwagi poświęca się strojom, przyjęciu, prezentom…

Owszem, usłyszy o Bogu. Może obudzi się w nim wiara, pragnienie, przejęcie czymś więcej niż tylko otoczką. Ale natychmiast po tym wielkim wydarzeniu rodzina odpuszcza. Już nikt nie idzie na Mszę świętą. Nikt się nie spowiada. Nikt się nie modli, a już na pewno nie razem. Co ma – przepraszam – zrobić nawet dziewięciolatek? To nie jest wiek, w którym stawia się żądania rodzicom. To nie jest wiek, w którym dziecko może za swoją wiarę odpowiadać samo. Po co zobowiązujemy je (pod rygorem grzechu) do uczestnictwa we Mszy świętej niedzielnej, skoro nie od niego to jeszcze zależy?

Krótko mówiąc: może to jest moment, w którym trzeba postawić tamę fikcji? Może trzeba radykalnie wyprowadzić przygotowanie do pierwszej Komunii świętej ze szkół i przenieść je do parafii? Na przykład w podobnym modelu, jak odbywa się to tam, gdzie ma miejsce tzw. wczesna Komunia święta? Zrobić je w tym momencie, w którym rodzice się na to zdecydują i znajdą czas? Nie patrząc na wiek dziecka?

Zaletą takiego rozwiązania jest to, że przestaje istnieć presja klasy i problem dzieci z rodzin innego wyznania, innej religii czy niewierzących. Samo przygotowanie staje się też szansą na ewangelizację całej rodziny. Być może także – jeśli oczywiście rodzice będą mieli taką wolę – na rozmowę o ich sytuacji…

Co w zamian?

Tak, oznaczałoby to, że część dzieci do pierwszej Komunii nie przystąpi. Powstaje pytanie, jak sprawić, by usłyszały o Bogu i by go zapragnęły na tyle, by – gdy dojdą do wieku, w którym będą zdolne same o swoją wiarę zadbać – świadomie Go przyjęły? Jak dotrzeć do dzieci, których nie ma?

To trudna propozycja. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdyby mi jako dziecku nie dano Eucharystii. Mimo wieloletniej przerwy w moim dziecięcym praktykowaniu. Ale prawdą jest też, że miałam tylko tę sporadyczną (przyjmowaną może kilka razy w roku) Eucharystię i nic więcej. Katechezy w salkach, w której cały czas uczestniczyłam, zwyczajnie nie pamiętam. Gdyby nie kwestie towarzyskie, to bym ją pewnie przerwała. I gdyby nie Boża interwencja nie wróciłabym do praktykowania jako trzynastolatka. Wtedy było to już dla mnie możliwe, by wziąć za siebie odpowiedzialność. A ostatecznie moje wprowadzenie w chrześcijaństwo zaczęło się we wspólnocie neokatechumenalnej. Już na studiach. 

Może więc trzeba tę – umówmy się – kompletnie postawioną na głowie kolejność odwrócić?

***

Przeczytaj również inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.