Nasze duszpasterstwo - parafialne, wspólnotowe - jest w całości nastawione na to, by wierny prowadził regularne życie sakramentalne. Ono nie jest dla nich. I być może długo nie będzie.

To, że po pandemii znów ubyło wiernych w kościołach jest bezsporne. Nieustannie powraca więc idea nowej ewangelizacji. I słusznie. Ale ciągle rozmawiamy co najwyżej o metodach tejże. Znacznie mniej o tym, co dalej zrobić ze zewangelizowanymi. Jak pomóc im odnaleźć się w Kościele? Jaką zaproponować im formację? Nie, to nie jest tak, że możemy się nad tym nie zastanawiać, bo „Bóg przewidzi”. Oczekuje od nas przynajmniej podjęcia wysiłku. Myślenia i działania.

Jeśli mamy wyjść ewangelizować, trzeba zapytać: kogo? I znów: odpowiedź, że wszystkich, to unik. Kogo brakuje? Kto nam znikł? Nie da się nie zauważyć: przede wszystkim ludzie młodzi. Licealiści, studenci, młodzi dorośli. CBOS dodaje: wykształceni i wyjeżdżający do dużych miast. Dlaczego odchodzą?

W diecezjach, w których synod nie był jedynie atrapą, może znajdą na to jakąś odpowiedź. Szkoda, że w niektórych nawet nie podjęto wysiłku zadania pytań. Niemniej: coś o nich da się powiedzieć. To wiek wychodzenia z domu, nawiązywania nowych relacji. To wiek szukania swojej drogi (i często odrzucania tej „dziecinnej”, w jakiś sposób narzuconej). To czas zadawania trudnych pytań (czy wiemy, jakich?). To w końcu czas wchodzenia w związki. Mniej lub bardziej trwałe. To czas także zakładania rodzin.

Badania od lat nie pozostawiają złudzeń: etyka seksualna proponowana przez Kościół katolicki jest bardzo powszechnie odrzucana. Mamy zatem do czynienia z ludźmi, którzy mają jakieś relacje seksualne, może żyją w związkach, może nawet (starsi) decydują się na dzieci. Ale na ślub, i to kościelny, już niekoniecznie. A jak się nie uda? Po co nam kłopot z rozwodem?

Udało się! Co dalej?

Załóżmy więc, że uda nam się do tych ludzi dotrzeć. Że Dobra Nowina ich zafascynuje. I… co dalej? Liczymy na to, że imprez ewangelizacyjna albo nawet kurs Alfa skłoni ich do porzucenia dotychczasowego życia i ważnych dla nich relacji? Że od razu i bez zastrzeżeń zdecydują się na wstrzemięźliwość seksualną do ślubu (o ile jest możliwy)? A jeśli się trafi jakieś małżeństwo, że odrzuci antykoncepcję?

Nie przeczę, może się tak zdarzyć. Raz. Dwa. Pozostali będą potrzebowali czasu, by wzrastać. W wierze i zrozumieniu. Nie pójdą do spowiedzi i do Komunii świętej. Bez decyzji o zmianie życia nie dostaną rozgrzeszenia.

Nasze duszpasterstwo – parafialne, wspólnotowe – jest w całości nastawione na to, by wierny prowadził regularne życie sakramentalne. Ono nie jest dla nich. I być może długo nie będzie. To po co ich ewangelizować, jak niczego dla nich nie mamy?

Jeśli chcemy, by wracali, trzeba rozwinąć duszpasterstwo, które nie prowadzi wprost do sakramentów. Myślę tu przede wszystkim o duszpasterstwie słowa Bożego i modlitwy. Może trzeba stworzyć szansę na indywidualne towarzyszenie duchowe dla tych, którzy tego zapragną. Trzeba tym ludziom dać doświadczenie Kościoła i pomóc się włączyć w jego życie.

Bo jeśli zostanie im tylko Msza święta, podczas której nie będą mogli przyjąć Ciała Chrystusa, za to nieustannie będą słyszeć, jakie to ważne i że trzeba, to bardzo szybko uznają, że Kościół i Bóg nie jest dla nich. Wprawdzie obiecano im szczęście, ale natychmiast odmówiono do niego dostępu. Bardzo trudno będzie ich ponownie zaprosić.

Już chyba lepiej by było nie ewangelizować niż zawieść nadzieję.

***

Przeczytaj również inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.