Odnowienie, wierność i kontynuacja. Te słowa powracają ostatnio w kolejnych wypowiedziach polskich biskupów. To także jeden z ważniejszych motywów jutrzejszego ponowienia zawierzenia narodu polskiego Sercu Jezusowemu. Celem tego aktu – jak wynika z wypowiedzi na konferencji prasowej – ma być nowa ewangelizacja, powrót do sedna przekazu ewangelicznego, a w konsekwencji nawrócenie osobiste i przemiana życia wspólnotowego. Chodzi ostatecznie o doświadczenie Bożej miłości, o nawiązanie żywej relacji z Bogiem i oddanie Mu swojego życia. Tylko czy to właściwa dziś metoda?
Pominę dość zaskakującą informację, że akt zawierzenia – jako kulminacja półrocznych przygotowań – ma być oczekiwanym przez nas świętem i zaowocować nowymi inicjatywami. Ważniejsze dla mnie jest dziś pytanie, czy współczesny człowiek, zwłaszcza ten stojący na progu Kościoła, nie wspominając już o oddalonych, w tym kulcie się odnajdzie?
Czy wizerunek Serca Jezusowego jeszcze przemawia? Czy mówi o Bożej miłości, rzeczywiście wyzwala z rygoryzmu i pozwala odnaleźć więź z Jezusem? Nie mówię o przekonanych, zanurzonych w tej duchowości od lat. Nie o nich przecież chodzi!
Czy idea wynagrodzenia za grzechy, czy w ogóle potrzeba wynagradzania za grzechy jest jeszcze czytelna? Czy jeszcze jest w nas tak mocne poczucie wspólnoty, by mówić o grzechach „naszych” zamiast „innych”?
Czy odczuwamy wdzięczność za otrzymane w ostatnich stu latach łaski? Czy w ogóle mamy w głowie perspektywę ostatnich stu lat? A choćby i trzydziestu? Co znaczy kolejna rocznica dla ludzi dwudziestoletnich?
Tak, głęboko wierzę, że „jest jeszcze Pan Bóg nad nami”. Pokładam nadzieję w Jego mocy. Ale nie wydaje mi się, by Jego wolą była konserwacja tego, co było i powrót do – nawet stosunkowo niedawnej – przeszłości. Zamiast odnowienia i kontynuacji trzeba szukać nowych sposobów przekazania najważniejszych prawd wiary. „Więcej tego samego” dziś już nie zadziała.
To nie jest tylko problem innej duchowości. Trzeba zapytać: jak mówić o Bożej miłości ludziom, dla których coraz bardziej obce jest doświadczenie grzechu? Jeśli pragną wybawienia, to od norm, których nie rozumieją, narosłych zwyczajów i tradycji, które ich ograniczają.
Jeśli nie ma grzechu, Ofiara staje się nie miłością, a głupstwem.
Nic dla nich nie mamy? Mamy, zawsze. Mamy przesłanie Bożej miłości. Głosimy Boga, który przychodzi do człowieka takim, jakim on jest. Który go przyjmuje takiego, jakim jest. Prowadzi. Cierpliwie czeka, aż powstanie więź. Pozwala dorastać i dojrzewać. Czasem przez wiele lat…
Dopiero w świetle takiej miłości człowiek jest zdolny przyjąć prawdę o swoim grzechu. Dopiero wtedy pojawi się radość z otrzymanego darmo przebaczenia. Dopiero wtedy słowo „zbawienie” zacznie coś znaczyć.
Taki jest Bóg. O takim trzeba mówić i takiego pokazywać życiem.
Wszystko inne dociera wyłącznie do przekonanych.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.