Najwyraźniej nie ma innej metody na opieszałość kościelnych instytucji, niż zaangażowanie mediów. Jeśli pasterze Kościoła w Polsce takie śledcze zadanie przed mediami stawiają, nie ma innego wyjścia niż je podjąć.

Pexels /Pixabay

W ubiegłym tygodniu zapowiedziałam kontynuację tematu podmiotowości człowieka. Ale nie sposób pominąć ostatnich wydarzeń wokół sprawy ks. Dymera. Skandaliczną przewlekłość kościelnego postępowania opisał już na łamach „Wiezi” red. Nosowski. Można do tych tekstów sięgnąć, nie będę zatem streszczać całości. Ostatni tydzień to jednak wyjątkowe spiętrzenie wydarzeń.

W poniedziałek TVN wyemitował zapowiadany wcześniej reportaż dotyczący tej sprawy. Kilka dni wcześniej, bo w piatek, pojawiła się informacja, że metropolita szczecińsko-kamieński spotkał się z ofiarą ks. Dymera i na jej życzenie usunął go z pełnionego stanowiska. Z kolei dzień po emisji reportażu najpierw pojawiła się informacja, że oskarżony ksiądz zmarł w wyniku zaawansowanej choroby nowotworowej, a wieczorem okazało się, że jego proces kanoniczny drugiej instancji nie tylko został zakończony w końcówce ubiegłego roku, ale nawet w ostatni piątek wydano wyrok. Poinformowano także, że treść wyroku nie zostanie podana do wiadomości publicznej, natomiast w ciągu dwóch tygodni będzie przesłana do diecezji i do Watykanu. Dla pełni obrazu trzeba dodać: w tej sprawie oskarżono o zaniedbania dwóch biskupów: obecnego metropolitę szczecińsko-kamieńskiego abp Dzięgę i emerytowanego metropolitę gdańskiego abp Głódzia.

Nazwa #Co dalej? zobowiązuje. Trzeba zatem spróbować wyciągnąć wnioski.

Po pierwsze. Gdy red. Nosowski zaczął pytać, proces nagle nabrał rozpędu i został błyskawicznie doprowadzony do końca. Najwyraźniej nie ma innej metody na opieszałość kościelnych instytucji, niż zaangażowanie mediów. Jeśli pasterze Kościoła w Polsce takie śledcze zadanie przed mediami stawiają, nie ma innego wyjścia niż je podjąć.

Po drugie. Jest sposób na zwiększenie zainteresowania pasterzy losem ofiar. Abp Dzięga, pasterzujący swojej diecezji od kwietnia 2009 roku, wobec którego wysunięto oskarżenia o zaniedbania, zdecydował się w tym tygodniu spotkać z ofiarą. Jest metoda? Jest. Prawdę mówiąc, dziwi tylko, że udało się znaleźć człowieka, który zgodził się spotkać…

Punkt trzeci trzeba zacząć od gratulacji. Wyrok w sprawie ks. Dymera zapadł 12 lutego, w piątek. I co? I nic. Cisza. Gotuje się? Nie nasz problem. W Kościele nie ma praktyki podawania takich informacji? To prawda, nie ma. Ale nie ma też przeszkód, skoro po śmierci oskarżonego księdza można było takiej informacji udzielić. Jeśli jeszcze przekaz można streścić słowami: „osądziliśmy, ale nie powiemy jak”, to zdecydowanie decydentom trzeba pogratulować. W konkurencji na bezczelność i/lub bezmyślność nie mają sobie równych.

I przyznam, że tu na razie nie widzę metody… Może ktoś ze słuchaczy ją znajdzie?

Krótkie post scriptum. Mam nadzieję, że Watykan poda do publicznej wiadomości wyrok gdańskiego Trybunału. Mam też nadzieję, że dowiemy się, o co chodzi z „nieumyślnym spowodowaniem śmierci” ks. Dymera – wczoraj Onet podał, że prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie. Przyznam, że o gorszą sytuację naprawdę jest trudno. I trzecia, ważna sprawa. Cieszę się, że ks. Dymer zmarł opatrzony sakramentami.

Do tematu podmiotowości wrócę w kolejną sobotę. Zapraszam.