Nowa ewangelizacja. Słowo odmieniane dziś w Kościele na wszelkie sposoby. Niejednokrotnie kojarzone z kolejną akcją. Czym właściwie jest? O co w niej chodzi?
Trafiłam niedawno na jubileuszowy Zeszyt Formacji Duchowej (100/2023), poświęcony temu tematowi. Nowy zeszyt zawiera konferencje, wygłoszone przez kard. Grzegorza Rysia kilka lat temu. Konferencje otwierające zupełnie inną perspektywę. Ale i każące postawić niełatwe pytania.
Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Oto ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie (Mt 10,6.16).
To nie są dwa odrębne wątki – podkreśla kardynał. To posłanie nie tylko do tych pogubionych, nieszczęsnych, poranionych, biednych i budzących współczucie. Największym stopniem pogubienia jest „zwilczenie”. Są owce tak pogubione, że stały się wilkami. Przed nimi trzeba się mieć na baczności (może przede wszystkim: by nie sprawiły, że sama „zwilczeję”?). Owco-wilki, które będą chciały was chłostać w swoich synagogach.
Tu ważny komentarz kardynała: to są ich synagogi. Ich, nie Boga. Miejsce modlitwy, w którym zaczynamy biczować ludzi nie jest miejscem Boga. To o takich miejscach i ludziach Jeremiasz mówił „Świątynia Pana, świątynia Pana, świątynia Pana. Kraść, cudzołożyć, zabijać, a potem przychodzić i mówić, jesteśmy bezpieczni. Jaskinia zbójców.” (por Jr 7,4). To są synagogi, w których zaczyna rządzić nie Bóg, ale namiestnicy i królowie…
Tylko: dokąd?
Iść do owiec, które poginęły, znaczy zbierać. Gromadzić. Jednoczyć. Moje własne doświadczenie mówi: bez jakiejś wspólnoty na początku drogi się nie da. Zatem: włączać…
Tylko: dokąd? Bo przecież nie do jaskini zbójców! I nie po to, by można je było golić i zjadać!
Nie, nie twierdzę, że cały Kościół odpowiada opisowi Jeremiasza. Ale nie da się ukryć, że tak jak za czasów Jezusa pogubionymi owcami byli i odsunięci na margines grzesznicy, i faryzeusze, tak jest i dzisiaj. Są miejsca w Kościele, w których Bóg – niestety – niewiele ma do powiedzenia. Czasem w przeciwieństwie do różnych przedstawicieli władz. Są miejsca w Kościele, przed którymi raczej należy ostrzegać, niż do nich zapraszać. Są ci, którzy uważają się za pasterzy, zapomnieli że są owcami (bo jedna jest owczarnia i Jeden Pasterz) i… zwilczeli.
Do nich też trzeba wyjść. Do nich też jesteśmy – jako Kościół – posłani. To istotna zmiana perspektywy. Ale nie to stanowi mój główny problem.
Przyznam, że jest we mnie duża bezradność. Zapraszać. Włączać. Ile jest miejsc w Kościele, które znam i za które mogę poręczyć? Ilu jest spowiedników, których mogę polecić w trudnych sytuacjach? Kilku? A domów rekolekcyjnych, w których mogę liczyć, że ci, których skieruję, nie trafią na kolejnego Pawła M. albo Macieja Sz.? Albo po prostu na niesłuchanie i słowotok bez treści i znaczenia? Co, jeśli potrzeba, by było to miejsce w innej części Polski, niż to, w którym żyję?
Jak zbierać, jeśli nie masz dokąd człowieka pokierować? Zaprosić?
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.