To problem, który powraca i pewnie będzie powracał zawsze. Nie raz i nie dwa będzie jeszcze przyczyną zgorszenia, a może nawet utraty wiary. Zetknięcie ze złem, z barbarzyństwem, z nienawiścią sprawia, że zaczynamy krzyczeć ku niebu. Z błaganiem, a jeśli zło nie ustaje, z pretensją. Dlaczego na to pozwalasz?! Przecież wszystko możesz! Dlaczego dopuszczasz tak wielkie krzywdy? Dlaczego umierają niewinni, a bandyci kwitną?
Pytanie nie jest nowe, więc i odpowiedzi próbowano formułować wiele. Niektóre w pewien sposób przerzucają oskarżenie na pytającego, jako przedstawiciela grzesznej ludzkości. Inne próbują Boga tłumaczyć, ale… niczego nie tłumaczą. Nie są w stanie. Zamykają tylko krzyczącym usta, do i tak dramatycznego doświadczenia dokładając poczucie bycia niezrozumianym. A powtarzane w różnych konfiguracjach czasem jeszcze tworzą w ludzkich głowach obraz Boga – potwora.
Bo przecież nie chodzi o intelektualną analizę, nawet jeśli pytanie brzmi jak problem do wyjaśnienia. Chodzi ostatecznie o miłość. I tylko ona jest dobrą odpowiedzią. Miłość codzienna, zawarta w małych gestach. W cierpliwej obecności, w dyskretnej pomocy, w przyzwoleniu, by wykrzyczeć choćby najtrudniejsze słowa. We wpół-niesieniu bólu, bo dzielony staje się lżejszy. W końcu: we wspólnym patrzeniu na krzyż.
Bo tylko On potrafi udzielić odpowiedzi prawdziwej i pełnej. A zarazem nieprzekazywalnej. Żeby ją przekazać, trzeba ją przecież ubrać w słowa, a to już uproszczenie. Dlatego czyjeś doświadczenie, czyjaś wypracowana w bólu odpowiedź, nie zawsze pomaga. Lepiej milczeć, przytulić, trwać razem…
Tak, to trudne. Tak, to boli. Tak, rodzi bezradność. Tak, trwa. Czasem długo, bardzo długo. Ale to jedyna droga, by w swoim cierpieniu odnaleźć dany mi sens (podkreślam: wyłącznie swoim!). A sens daje moc, by przyjąć to, co nieuniknione, i podjąć walkę o to, o co walczyć warto. Daje siłę, o którą nigdy byśmy się nie podejrzewali i – wreszcie – upragniony pokój.
***
Zwłaszcza teraz, gdy wokół nas jest tyle cierpienia, tyle zła, tyle niewyobrażalnych zbrodni warto, żebyśmy nauczyli się nie tłumaczyć Boga, ale pozwolili Mu samemu mówić za siebie. Czasem wydaje mi się, że próbujemy Go tłumaczyć, bo nie ma w nas wiary, że możemy usłyszeć odpowiedź. Sami nigdy nie odważyliśmy się zapytać, wolimy u ludzi szukać gładkich odpowiedzi i za nimi się chować. Tylko… czymś takim nikomu nie da się pomóc.
On odpowie. I nie złośliwym pytaniem o nasze grzechy. To byłby nie Bóg, ale jego karykatura. Odpowie szeptem, z czułością, czasem wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy…
I poprowadzi nas drogą, która być może jeszcze niedawno byłaby niewyobrażalna.
***
Sięgnij do innych tekstów autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.