Zasada etyczna czy norma wynikająca z wiary to inna kategoria, niż "norma biologiczna". I trzeba do niej przekonywać bez biologicznego straszaka.

Kończąc rekolekcje na Jasnej Górze biskupi ogłosili swoje stanowisko na temat planowanego wprowadzenia do szkół przedmiotu „edukacja zdrowotna”. Pomińmy powołanie na Konstytucję RP – nie wydaje mi się, by było wśród nich wielu konstytucjonalistów, zatem jest to opinia laików lub bliżej nieznanych ekspertów. Najistotniejsze wydaje mi się jedna konkluzja: wychowanie seksualne dzieci powinno należeć do rodziców. Jak rozumiem, chodzi o to, że jest to sfera bardzo mocno nacechowana moralnie i religijnie. 

Skłonna byłabym się z tym zgodzić. Proponowałabym jednak odróżniać od owego wychowania wiedzę o szeroko pojętej seksualności. Ta jest dzieciom i młodzieży po prostu potrzebne. Wiedza o seksualności nie jest zachętą do podejmowania zachowań seksualnych. Wiedza jest wiedzą. Niczym więcej.

Od lat słyszę jak mantrę słowa o prawie rodziców do decydowania o dzieciach. Istotnie, ale może warto w końcu przypomnieć, że dzieci mają prawo otrzymać na różnych poziomach swojego rozwoju to, co im jest potrzebne, by móc coraz świadomiej i mądrzej o swoim życiu decydować. Do takich elementów należy wiedza o seksualności.

Normy

Przejrzałam tematy dotyczące seksualności w rozporządzeniu ministra. Czego się boimy? Stwierdzenia, że masturbacja w pewnym wieku jest normą biologiczną? To znaczy tylko tyle, że nie da się mówić, że to nie jest „normalne”. Zasada etyczna czy norma wynikająca z wiary to inna kategoria. I trzeba do niej przekonywać bez biologicznego straszaka.

Problemem są zajęcia na temat różnych orientacji seksualnych? To znaczy: informacja, że niektórzy ludzie relacje romantyczne chcą nawiązywać z osobami tej samej płci, wyłącznie lub niewyłącznie? Nasza młodzież tego nie wie? A może problemem jest to, że takie pragnienia i zachowania zostaną zapewne nazwane „normalnymi”?

Powtórzę: norma biologiczna i zasada etyczna /religijna to naprawdę dwie różne rzeczy.

A może chodzi o to, że tak przywykliśmy do straszenia „nienormalnością”, „zboczeniem” czy „chorobą”, że już nie potrafimy odwoływać się do innych argumentów? A może dla nas samych nie są one zbyt przekonujące?

Rekolekcjonista biskupów mówi, że odpowiedzią na kryzys antropologiczny dzisiejszego świata jest Chrystus. Zgadzam się. Tyle że antropologia chrześcijańska w dzisiejszej seksuologii nie jest w żaden sposób rozważana. W jej miejscu są lęki, fobie i szkodliwe schematy, które trzeba pokonać. Nic więcej.

Tego typu wystąpienia tylko ten schemat utrwalają.

***

Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.