Jeśli wystarczy nam zakaz, a dalej umyjemy ręce albo nalepimy na zbiorowe kościelne sumienie plasterki istniejących inicjatyw, będziemy pośrednio winni każdej dramatycznej decyzji o zabiciu kolejnego dziecka.

Pod koniec stycznia opublikowano w końcu postanowienie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie dopuszczalności aborcji ze względu na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. Sąd uznał tę przesłankę za niezgodną z konstytucją, co oznacza, że przestała obowiązywać. Kościół, powtarzający nieustannie, że każde ludzkie życie jest darem Boga, który trzeba uszanować, po latach lobbowania osiągnął swój cel. Co dalej?

Każde ludzkie życie jest darem Boga. Każde powinno być życiem godnym: człowiek powinien mieć możliwość wzrastania i rozwoju, dokonywania wyborów, osiągania możliwej dla siebie doskonałości. Jego celem jest ostatecznie szczęście w Bogu. Dotyczy to każdego: małego człowieka, który dopiero się narodzi i jego bliskich. Każdy powinien na tej drodze otrzymać od nas taką pomoc, jakiej potrzebuje. Jak pomagamy? Albo chociaż: jak zamierzamy pomagać?

Czytam o hospicjach perinatalnych. To świetna inicjatywa. Oby informacja, że coś takiego istnieje, była możliwie powszechna. Oby każdy potrzebujący, w każdym rejonie kraju, choćby w najmniejszej miejscowości, mógł z tej pomocy skorzystać. Jest ich wystarczająco dużo, wystarczająco blisko?

Co jednak z dziećmi, które nie umrą w krótkim czasie po narodzeniu? W jaki sposób zamierzamy pomóc im i ich rodzinom? Nie, ośrodki prowadzone przez zakony to nie jest optymalne rozwiązanie. Ośrodek – choć bywa konieczny – zawsze jest jakimś dramatem. Dziecko ma prawo żyć we własnym domu, z własnymi rodzicami i rodzeństwem, jeśli je ma. Cała rodzina – każdy jej członek – ma prawo żyć godnie, mieć możliwość wzrastania i rozwoju, dokonywania wyborów, osiągania możliwej dla siebie doskonałości. Jak żyją rodziny, w których jest osoba niepełnosprawna?

Jaki mają dostęp do leczenia i rehabilitacji, nauki i kultury? Jaką mają pomoc? Jaką pomoc dostaną dorośli niepełnosprawni, jeśli opiekunowie umrą? Czy ich życie można nazwać godnym? Czy – gdybyśmy byli na ich miejscu – chcielibyśmy tak żyć?

Nie, nie twierdzę, że tym wszystkim powinien zająć się Kościół jako instytucja. Nie jest w stanie. Ale rozkładanie rąk i wskazywanie na państwo jest nie na miejscu. Z lobbowaniem za dobrymi zmianami prawnymi Kościół nie miał dotychczas żadnych problemów. Czemu w tych kwestiach odpuszcza? To mało ważne?

Obecna sytuacja jest wynikiem wieloletnich dramatycznych zaniechań. Naszych zaniechań. Jeśli jeszcze teraz wystarczy nam zakaz, a dalej umyjemy ręce albo nalepimy na zbiorowe kościelne sumienie plasterki istniejących (skądinąd wspaniałych) inicjatyw, będziemy pośrednio winni każdej dramatycznej decyzji o zabiciu kolejnego dziecka. Bo umówmy się: nie jest żadnym problemem dokonanie aborcji w którymkolwiek z sąsiadujących z nami krajów. A cierpienie tych dzieci, które się urodzą, i ich rodzin będzie każdego dnia przekonywało kolejnych ludzi, że tak żyć naprawdę nie warto.

Tego chcemy?