Cisza chroni dzieło Boże

"Ojciec Thomas utrzymywał korespondencję głównie z kobietami. Jego porady trafiają celnie w duchowe zmagania…"

Tytułowe stwierdzenie to fragment listu Jeana Vaniera do rodziców, z czasów gdy w tajemnicy przed Świętym Oficjum spotykał się z o. Thomasem Philippe. Na stronie L’Arche opublikowano ostatnio raport komisji badającej sprawę Jeana Vaniera i (w mniejszym stopniu) jego mistrza. Analiza jest kompleksowa: obejmuje perspektywę psychologiczną, socjologiczną i – co ważne – teologiczną. Pełna wersja została opublikowana po francusku i angielsku, obszerne streszczenie można przeczytać w języku polskim. Ale jeśli kogoś interesują szczególnie pytania o korzenie L’Arche albo o to, dlaczego nie udało się zatrzymać rozwoju mistycznej sekty o. Thomasa, powinien sięgnąć przynajmniej do podsumowania raportu. Znajdzie tam sporo dokładniejszych odpowiedzi.

Z całkowitym brakiem osądu

Chciałabym jednak zwrócić uwagę na nieco bardziej uniwersalną stronę tej analizy. Gdzie tkwił korzeń nadużyć wobec kobiet? Co sprawiło, że stały się one możliwe? Nie, nie chodzi tu o samą pokrętną mistyczno-erotyczną teologię. Kluczowe są dwa elementy. Po pierwsze: odrzucenie osądu rozumu. W latach 50., gdy sprawę Wody Żywej badało Święte Oficjum, o Jeanie Vanierze napisano, że podchodzi do poglądów swojego mistrza „z całkowitym brakiem osądu”. Cóż, zalecono mu odrzucenie myślenia, zawierzenie przewodnikowi i woli Bożej…

Drugi element to konieczność dyrektywnego prowadzenia, relacji z mistrzem, który jest przyjacielem, ojcem… właściwie wszystkim. W to życiu Jeana Vaniera relacja wszechogarniająca, wręcz podstawowa dla jego tożsamości. Bardzo trudno się z czegoś takiego wyrwać. Zwłaszcza jeśli założenie brzmi: nie myśl! nie analizuj! 

Jeśli do tego dodać pociągający mistycyzm, charyzmatyczną osobowość lidera, otwarcie na ciało i czułość, tak często w Kościele (i ówczesnym społeczeństwie!) deprecjonowane… Jeśli dodać odrzucenie hierarchii, bo najważniejszy jest charyzmat, wolność, wola Boga i Kościół uniwersalny, powszechny. Cóż, brzmi fantastycznie. Po prostu Nowa Wiosna Kościoła! Nic dziwnego, że pociągnęło to wielu. Nic dziwnego, że wspólnoty rosły w oczach. I w sumie nic dziwnego, że pojawiły się w nich patologie.

Ale czy nie mamy dziś wielu podobnych grup i grupek w naszym otoczeniu? Może mniej zaawansowanych, może zazwyczaj liderzy mają więcej moralnych hamulców, i tylko czasem dochodzi do skrajnych patologii… W końcu nasz Kościół moralnością stoi. W ilu „duszpasterstwach sukcesu” w naszym Kościele funkcjonują podobne mechanizmy?

Może warto to przeanalizować i wyciągnąć wnioski?

Trudno oddzielić ziarno od plew

Jest jeszcze jedna kwestia. Autorzy raportu analizowali książki Jeana Vaniera i jego teologię. Wniosek jest dramatyczny. „W każdej z książek trudno całkowicie oddzielić dobre ziarno od plew.” To nawet gorzej, niż gdyby były tam same plewy. To utrudnia ocenę, maskuje błąd. Trzeba zapytać, czy tak samo wygląda sprawa z publikacjami braci Thomasa i Marie-Dominique Philippe’ów? 

Dominikanie Prowincji Francuskiej i Bracia Świętego Jana powołali – jak słyszę – swoje własne komisje badawcze, dotyczące odpowiednio, w przypadku pierwszych Thomasa Philippe, w przypadku drugich, jego brata, Marie-Dominique Philippe. Mam nadzieję, że odniosą się do tej kwestii. Bo książki obu autorów trafiły pod wiele strzech. Np. z taką zachętą: „Rady duchowe o. Thomasa Philippe’a OP, zaczerpnięte z jego obfitej korespondencji. Ojciec Thomas utrzymywał korespondencję głównie z kobietami. Jego porady trafiają celnie w duchowe zmagania…”

Chyba nie tylko mnie od tych słów robi się zimno…

Przeczytaj również: Nudna mistyka

***

Przeczytaj również inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.