Ciągle mówimy o relacji skośnej, w której to my jesteśmy wyżej. A rzecz w tym, że trzeba stanąć obok drugiego człowieka. I podzielić się tym dobrem, które darmo otrzymaliśmy.

– […] Oczekuję, że jasno powiemy, czego naucza Kościół i w jakim kierunku chcemy dalej podążać w sprawach, które nas dzielą. Podoba mi się, że jest to Kościół słuchający – który nie wyklucza, ale chce wysłuchać…
– …wysłuchać i towarzyszyć, prowadząc do nawrócenia?
Dokładnie tak. Ale na razie mało się mówi o grzechu i nawróceniu, a głównie o przyjmowaniu wszystkich ludzi, otwieraniu drzwi Kościoła. To jest piękne, ale nie zapominajmy, że w Kościele są też pewne zasady.

Krótki cytat z rozmowy z s. Mironą Turzyńską OSF, przedstawicielką polskiego Kościoła na spotkaniu synodalnym w Pradze. Jest w tym zdaniu coś, z czym się głęboko nie zgadzam. Zbyt często w naszym kościelnym myśleniu pojawiają się zasady. Czasem mam wrażenie, że dla niektórych (nie twierdzę, że dla siostry!) to najcenniejsze, co Kościół może ludziom zaoferować. Zestaw przepięknych zasad. Przyznaję, są piękne. Tak piękne, że codziennie do nich nie dorastamy. Zobacz, możesz razem z nami starać się ich dosięgnąć, czy to nie wspaniałe wyzwanie? W nagrodę czeka nas niebo!

Cóż, ciekawa propozycja. Tylko to nie jest Dobra Nowina. Ona polega na tym, że Chrystus umarł właśnie za tych, którzy nijak nie dorastali do postawionych przed nimi zasad. Czasem bardziej, czasem mniej. Czasem zdawali sobie z tego sprawę, czasem wręcz przeciwnie. Umarł i zmartwychwstał, by przynieść nam wszystkim życie. To jest chrześcijaństwo. Bezwarunkowa miłość Boga do człowieka, który zupełnie sobie z przestrzeganiem zasad nie radzi.

Doświadczenie tej miłości sprawia, że człowiek wstaje i chce iść za Nim i kochać jak On. Reszta – w tym realizacja w swoim życiu tego, co nazywamy zasadami – z tego wynika. Bez niej same zasady stają się głazem, o który człowiek się potyka. Ciężarem uwieszonym na szyi. Łańcuchami na kostkach… Nic dziwnego, że je zrzucają. Co oczywiste, razem z Kościołem. Czasem też wiarą.

Usłyszeć, nie tylko wysłuchać

… wysłuchać i towarzyszyć, prowadząc do nawrócenia? – podrzuca pytająco w zacytowanym wyżej dialogu dziennikarz. – Dokładnie tak. – słyszy w odpowiedzi. A właśnie, że nie. To za mało. Trzeba nie tylko wysłuchać, ale przede wszystkim usłyszeć. Trzeba zrozumieć czyjś ból, czyjś protest. Dostrzec dobro, którego pragnie, do którego dąży. Wyruszyć obok niego drogą jego życia, tak jak Chrystus szedł obok swoich uczniów do Emaus. Choć przecież oddalali się z Jerozolimy. Właśnie wtedy potrzebowali towarzysza. Kogoś, kto w uciekających obudzi nadzieję, i kto ożywi umierające serca.

Ciągle mówimy o relacji skośnej, w której to my jesteśmy wyżej. Ciągle mówimy o naszym planie, o naszych zasadach, o naszej tożsamości, o naszej wspólnocie. A rzecz w tym, że trzeba stanąć obok drugiego człowieka. I podzielić się tym dobrem, które darmo otrzymaliśmy, ze współtowarzyszem drogi. Może to właśnie on ma być naszym towarzyszem na drodze do nawrócenia?

Wbrew pozorom, to nie jest kwestia marginalna. Ona będzie leżała u podstaw każdej kościelnej decyzji. Bo nie jesteśmy organizacją pozarządową, która musi od nowa poukładać priorytety by odzyskać wiarygodność, ale wspólnotą ludzi obdarowanych wielkim darem i posłanych, by nieść go innym. I to DAR ma być najważniejszy.

***

Przeczytaj również inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.