Martwi mnie, że Kościół nieustannie próbuje mnie wpakować w szufladkę. Licząc, że dam się zamknąć. No, nie. Ze względu na moją godność ludzką i chrzcielną: nie.

Z ciekawością czekałam na pierwsze wystąpienie nowego arcybiskupa katowickiego z Piekar Śląskich. Trzeba przyznać, że to nowa jakość. I nie tylko z powodu braku powitań polityków i słów skierowanych do polityków, od których Kościół w osobie biskupa takich czy innych postaw w przeszłości oczekiwał.Tym razem – i rozumiem, że tak zostanie – słowo biskupa poprzedziło odczytanie Ewangelii, a samo wystąpienie bardziej dotyczyło wiary i Kościoła niż spraw społecznych. Ale nie o tym chcę dziś pisać.

Pielgrzymka kobiet, zatem i sporo mówiono do kobiet i o kobietach. Usłyszałyśmy, że arcybiskup zauważa głosy kobiet, które czuja się w Kościele „źle traktowane, jakby z góry, nieszanowane, mniej ważne”. Usłyszałyśmy, że wszyscy mamy taką samą godność, ludzką i wypływającą z chrztu. Przypomniano nam słowa, że „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”. I zaraz potem padło stwierdzenie, że „trzeba poszerzyć przestrzenie dla bardziej znaczącej obecności kobiety w Kościele, że musi być więcej miejsca dla misji, którą z powodu swej kobiecości może podjąć kobieta”.

Z powodu kobiecości?

Tak, wiem, to odwołanie do adhortacji Ewangelii Gaudium (103). Ta z kolei cytuje Kompendium Nauki Społecznej Kościoła Papieskiej Rady «Iustitia et Pax» (295): „kobiece cechy są niezbędne we wszystkich przejawach życia społecznego”. Niemniej świadczy to tylko o tym, jak bardzo utrwalone w Kościele jest myślenie różnicujące. Są kobiety i mężczyźni. Cechy męskie i kobiece. Są w kościele funkcje i zadania męskie, zatem dziś musi być więcej tych kobiecych. Będziemy się dzielić i wkładać w ramki stworzone przez czyjeś wyobrażenia o tym, co męskie i kobiece. 

[Wyobrażenia, dla których – umówmy się – w wielu wypadkach bazą jest doświadczenie rodzinne, wspomnienie własnej matki. Cóż z tego, że ona wychowała się i żyła jakieś sto lat temu, w zupełnie innym świecie?]

Gdzieś znika w tym wszystkim podstawowa myśl Pawłowa: w Chrystusie nie ma już mężczyzny i kobiety. Jest człowiek, osoba, dziecko Boże. Chrześcijanin z jego godnością królewską, prorocką i kapłańską. Nikt więcej i nikt mniej. Niezależnie od płci.

Ze względu na godność: nie

Jestem kobietą. Myślę, że w wielu punktach pasuję do stereotypu. Zdecydowanie mam na przykład awersję do remontów urządzeń technicznych i skręcania mebli. Łatanie ścian, malowanie itd to nie moja bajka, nawet jeśli to zrobić potrafię 😉

Ale przecież znam kobiety, którym takie prace sprawiają radość.

Jednocześnie ja sama w wielu punktach ze stereotypu „wystaję”. Na tyle, że ta szufladka mnie odrzuca. I martwi mnie, że Kościół nieustannie próbuje mnie w nią wpakować. Może ją nieco ostatnio poszerza, licząc, że się zwinę, podkurczę wystającą rękę czy nogę i jednak dam się zamknąć…

No, nie. Ze względu na moją godność ludzką i chrzcielną: nie.

Bardzo bym chciała, by Kościół w końcu porzucił myślenie szufladkowe. By zobaczył w kobietach i mężczyznach konkretne OSOBY, z ich talentami, które otrzymali od Boga, i by nauczył się z nich korzystać.

Nie tylko w przypadku kobiet.

***

Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.