Jacek Siepsiak SJ — artykuły autora

 

ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.

 

Powstaje pytanie. Skoro pragniemy sprawiedliwego pokoju, to czy pragniemy również pojednania? Pokój zazwyczaj jest do niego wstępem.

Większość z nas zapewne pamięta spowiedź Jacka Soplicy z „Pana Tadeusza”. Jest tam prośba o wybaczenie, a z drugiej strony opór Gerwazego żądnego zemsty. Potem jednak, też wobec majestatu śmierci, która przychodzi po Jacka, Klucznik decyduje się wyjawić coś, co do tej pory skrywał w sercu. Przeczytajmy ów fragment: «Oby tylko równie Bóg przebaczyć raczył! — Przerwał Klucznik — jeżeli masz przyjąć wijatyk, Księże Jacku: toć ja nie luter, nie syzmatyk! Kto umierającego smuci, wiem, że grzeszy. Powiem tobie coś, pewnie to ciebie pocieszy. Kiedy nieboszczyk Pan mój upadał zraniony, A ja klęcząc nad jego piersią pochylony I miecz maczając w ranę, zemstę zaprzysiągnął, Pan głowę wstrząsnął, rękę… Czytaj dalej »

Nie do wytrzymania jest owa „prędkość wylotowa”, z jaką perfidnie zalewa się nas słowami bez znaczenia. A właściwie o znaczeniu tak krótkotrwałym, że tylko wzbudzają zamieszanie, mącą wodę. By nie wiadomo było, z czego nas się okrada.

Dzieci hałasują za oknem. Tak rozmawiają ze sobą. Można powiedzieć, że inaczej nie potrafią. Ten hałas bywa miły. Jest przejawem życia. Mówi o witalności, o mocy rozwijania się, dorastania. A jednocześnie bywa męczący. Znajdują się tacy, którzy chcą go uciszyć. Nie potrafią dłużej wytrzymać lub uważają, że tak się nie godzi w tym miejscu i o tym czasie. Dochodzi do zachowań dyscyplinujących, a właściwie przemocowych. Niekoniecznie bicie. Szarpnięcie. Krzyk. Ostre sformułowania. Straszenie. Wyrzucanie. Ale tak naprawdę jedno nakręca drugie. Odreagowanie. Wyżywanie się. Walka o azyl. Powstaje system przemocowy. W szkole uczniowie kombinują. Udają, że się uczą. Nauczyciele naciskają. Kontrolują. Sprawdzają.… Czytaj dalej »

Populistyczny argument, że teraz oto zapewnimy bezpieczeństwo, bo wywieziemy całe grupy ludzi nie spotyka się z powszechnym potępieniem. Co się z nami stało?

Coraz mocniej do tzw. opinii publicznej przemawia argument o skutecznym zapewnianiu bezpieczeństwa. Politycy, którzy przypisują sobie sprawczość w chronieniu ludności przed fizyczną przemocą, mogą to robić, bo posługują się w swoich działaniach odpowiedzialnością zbiorową. I w istocie pozwala się im na taką taktykę. Do niedawna, jeśli ktoś stosował taką odpowiedzialność, to się z tym ukrywał. Teraz się tym przechwala. I wielu mu na to pozwala, a nawet oklaskuje. W czasie okupacji hitlerowskiej, kiedy Kutschera nakazał rozstrzeliwać stu Polaków za jednego zabitego Niemca, byliśmy jako cywilizowani ludzie oburzeni. I zamach na tego dowódcę SS i policji w Warszawie uznaliśmy za słuszną… Czytaj dalej »

Mowa nienawiści to równia pochyła. Zabija dialog, bo sprowadza człowieka do poziomu rzeczy, robaka, zarazy. Nie rozmawiamy, bo już nie mamy z kim.

Nie chce mi się wierzyć, by biskupi polscy chcieli bronić mowy nienawiści. A jednak ostatnio wydany komunikat Rady KEP ds. Społecznych został tak sformułowany, że trudno obronić ich przed takim zarzutem. Zatem warto chyba się zastanowić, co na to Pan Jezus.  Wiadomo, że nie stronił od ostrych sformułowań. Przywódcom religijnym wywyższającym się nad innych nie raz oberwało się od Niego tak mocno, że obrażali się na użyte przez Jezusa porównania. Na przykład: „jak groby pobielane”. Natomiast, gdy nauczał na górze odwołując się do przykazań, to omawiając „Nie zabijaj” wskazywał również na wyzwiska jako na sposób na doprowadzanie człowieka do śmierci.… Czytaj dalej »

Prorocy biblijni bywali niezłymi performerami. Ich happeningi doprowadzały do wrzenia. Machali flagami o różnych kolorach. Ale zawsze towarzyszyło temu słowo. Gest i słowo.

Jeśli chcemy kogoś sprowokować do zastanowienia, to zazwyczaj próbujemy obudzić w nim sprzeciw. Przeciągamy strunę, by pomyślał: „to nie tak” lub „to nie jest tak do końca”. Uruchomiamy w kimś proces krytycznego myślenia, gdy on odruchowo zarzuca nam przesadę. Wchodzi z nami w dyskusję, by wykazać, że nasza manifestacja jakiegoś przekonania jest zbyt radykalna. Ale jednocześnie, przy odrobinie dobrej woli, próbuje też zrozumieć nasz punkt widzenia. Tak byłoby idealnie. Prowokacja prowadzi początkowo do sprzeciwu. To oznacza, że dotarła do właściwego adresata. Bo po co przekonywać przekonanych? Ale jednocześnie sprzeciw w sprowokowanym uruchamia próbę pogodzenia pozornie przeciwstawnych stanowisk. Szuka on syntezy,… Czytaj dalej »

Przy takich zabiegach rodzi się jednak wrażenie, że „bojownik” głoszący wzniosłe idee jest niestety zainteresowany jedynie mamoną. I to jest problem.

Nowa poprawność polityczna sprawia, że nazywanie faszystą kogoś, kto oficjalnie używa faszystowskiego pozdrowienia, puszcza oko do neofaszystowskich partii politycznych oraz stara się przemawiać w imieniu tęskniących za rozwiązaniami na wzór „ostatecznego rozwiązania” jest na tyle źle widziane, iż grozi wyrzuceniem z pracy. Zwłaszcza w mediach. To zadziwiające, ale bogaci i potężni z jednej strony bez żenady wdziewają piórka konkretnej ideologii, a z drugiej zastraszają tych, którzy im te piórka przypisują. Chcą i nie chcą. To jakiś znak czasów. Oligarchowie trzymający władzę nie tyle odżegnują się od wszelkiej idei czy ideologii, co raczej - choć nie kryją się ze swoimi sympatiami… Czytaj dalej »

Ktoś, kto już nie wymyśla nowych prezentów, kto nie daje „więcej” niż ostatnio, jest jakoś niedołężny. Więcej nie może. A jednak pamięta. I w pewnym sensie daje wszystko, co ma.

Gdy połowę z tego, co mam dam temu, kto nie ma nic będziemy mieli tyle samo. Ale ta równość wcale nie będzie taka równa. Bo on zyska, a ja stracę. Przynajmniej tak się wydaje na pierwszy, rachunkowy rzut oka. Radość Zacheusza, który oddaje ubogim połowę swego majątku świadczy jednak o istnieniu takiej radości, która może być większa niż zadowolenie tego, kto nie miał nic, a teraz ma coś. Oczywiście wartość tego „czegoś” jest relatywna. Dla jednego to mało (bo do niedawna miał dwa razy więcej). Dla innego dużo, bo właśnie jego stan posiadania powiększył się o 100 procent. Politycy wiedzą,… Czytaj dalej »

Konsekwencje religijności opartej na strachu jeszcze bardziej wikłają nas w dziedzictwo zwane grzechem pierworodnym. Czy zatem jest jeszcze miejsce na religię miłości?

Zazwyczaj strach wiążemy z grzechem w ten sposób, że po przestępstwie boimy się jego konsekwencji i kary, o ile wyjdzie na jaw, że to nasza wina. Natomiast chyba o wiele groźniejszym jest odwrotny związek. Mianowicie chodzi o lęk, który poprzedza grzech i prowadzi do niego. Żyjemy w atmosferze strachu przed kimś (bardziej niż przed czymś) i zaczynamy kombinować, jak uzyskać to, co nam potrzebne. Ale nie wprost - jawnie i uczciwie - lecz tak, by uśpić czujność kogoś, kogo się boimy, a od kogo zależymy. Upatrujemy w nim rywala, zatem próbujemy go oszukać. Takie nastawienie możemy mieć wobec Boga lub… Czytaj dalej »

Jeżeli ktoś potrafi wytłumaczyć dziecku, o co mu chodzi, to znaczy, że wie, o co mu chodzi. Inaczej istnieje podejrzenie, że skomplikowany język służy mu do przykrycia własnej ignorancji.

Prosto czy nieprosto? Wbrew pozorom nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, gdy zastanawiamy się nad sposobem przepowiadania we wspólnocie Kościoła lub w jej imieniu. Bo choć papieskie wezwanie do prostoty, idące zresztą w parze z Jezusowym wysławianiem Ojca za objawianie wspaniałości prostaczkom, jest zazwyczaj dobrze odbierane przez wiernych a nawet przez znaczną część kleru, to jednak budzi też pewne wątpliwości. I nie chodzi tylko o niechęć do uproszczania przekazu płynącą z konieczności wysilenia się, by slang teologiczny, którym przesiąkło się w seminarium, przetłumaczyć na język bardziej życiowy. Ignacy Loyola wprost wzywa wykształconych jezuitów, by uczyli także dzieci. Po co?… Czytaj dalej »

Jezus nigdy nie powiedział, że już nie potrzebujemy zmieniać naszego myślenia (nawracać go). Raczej mówił o podprowadzaniu ku prawdzie.

Straszenie relatywizmem moralnym służy często do deprecjonowania rozeznania. Ma powstrzymywać przed braniem pod uwagę konkretnych, szczegółowych ludzkich sytuacji. Podobnie relatywizm poznawczy jest nam podsuwany przed oczy, by zniechęcać do samodzielnego myślenia. Godzi to nie tylko w komfort psychiczny wiernych, ale przede wszystkim w Jezusowy sposób głoszenia Ewangelii. Jezus - patrząc na ubogą wdowę przy skarbonie - mówi, że ona wrzuciła najwięcej. Więcej niż bogacze, którzy wrzucali z tego, co im zbywało. Można by Mu zarzucić relatywizm poznawczy. Bo przecież widać gołym okiem, że oni złożyli w skarbonie dużo większe sumy niż jej dwa pieniążki. Zatem Jezus kłamał? To byłby wniosek… Czytaj dalej »